Informacje

  • Wszystkie kilometry: 17759.30 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: brak danych.
  • Prędkość średnia: brak danych.
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy TandemYogi.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2014

Dystans całkowity:532.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:53.20 km
Więcej statystyk
Sobota, 27 grudnia 2014

Białowieża - Hajnówka

No i przyszedł dzień wyjazdu... więc ostatnia szansa na spotkanie Żubrów... znowu pobudka przed świtem i jazda do Kamiennego Bagna... do wschodu słońca jeszcze około 40 minut...

i znowu te same dwa chłopaki...

tym razem poszedłem kilka kroków dalej, minąłem je aby zobaczyć co się kryje na następnej polanie... a kryła się tam rodzinka Dzików...


i rodzinka Żubrów :)

trzeba jednak przyznać, że w stadzie są dużo bardziej płochliwe... na 50 metrów nie podejdziesz...



powitało mnie słoneczko, a ja skoro jeszcze nie zmarzłem, a było minus 9 stopni, pojechałem w kierunku rezerwatu ścisłego...

zapoznałem się z regulaminem i wjechałem do środka...

groby bojowników ruchu oporu zamordowanych przez hitlerowców w latach 1941-44

puszcza taka sama jak ta, po której jeździliśmy wczoraj.... nie wiem dlaczego można tutaj wchodzić tylko z przewodnikiem...  tym bardziej, że mój się gdzieś zawieruszył... ;)



miejsce pamięci narodowej przy Białowieży...


zjedliśmy śniadanie, pożegnaliśmy się z gospodarzami, zwierzakami i pojechaliśmy w stronę Hajnówki...

punkt obserwacyjny...




Wandzie zrobiło się jakoś zimno...

ja od jakiegoś czasu wyglądałem tak...

po drodze minęliśmy Sioło Budy...



przed samą Hajnówką w środku lasu na terenie wojskowym ogrodzonym drutem kolczastym, otwartym kilka razy w roku jest Krynoczka, cerkiew z leczniczym źródełkiem...


Gospodarz z Żubrowego szlaku powiedział nam że jest zamknięte, ale spoko, jest dziura w płocie... no i była :)


a Wanda grzecznie poczekała przed ogrodzeniem...

jest i Hajnówka...


po której chwilkę się pokręciliśmy i pojechaliśmy do poleconej nam restauracji/baru Babushka, gdzie zjedliśmy całą masę pierogów... rewelacyjne były te z śliwką w środku, taką świeżą, a może mrożoną lub ze słoika, ale bardzo dobrą :) a potem z przygodami w kierunku Warszawy... najpierw Hajnówka - Czeremcha tam szybka przesiadka i już jedziemy w kierunku Siedlec... wysiedliśmy na Siedlce Baza bo tory były w remoncie, myślałem że do stacji będzie może z 1km, a okazało się że prawie cztery... w miarę szybko się wygramoliliśmy z pociągu, wrzuciliśmy sakwy na rower, do autobusu który dowoził pasażerów na tym odcinku ustawiła się spora kolejka, konduktor w międzyczasie zdążył nam oznajmić że do autobusu nie wejdziemy (nawet nie próbowaliśmy) a na pociąg nie zdążymy, ale za godzinę jest następny... no i się pomylił... bo droga była bardzo oblodzona, a naszym oponom z kolcami to jakby za bardzo nie przeszkadzało... dużo trudniej miał kierowca autobusu, który wyprzedził nas około 400 metrów przed dworcem, ale zanim tam podjechał i zaczął wysadzać pasażerów my już byliśmy w środku pociągu :) następna przesiadka w Warszawie...

mając trochę czasu pojechaliśmy na wege jedzenie, a potem przez Nowy Świat na starówkę...


następnie no dworzec wschodni skąd ruszał nasz pociąg... i tu znowu problem, bo mieliśmy bilety na tanią kuszetkę, ale z rowerami do kuszetki nie wolno i biletu na niego nie kupisz... ale jest na to sposób... wsiedliśmy na wschodniej do wagonu rowerowego, przypięliśmy rowery do odpowiedniego miejsca i na centralnej przesiedliśmy się do kuszetki... :) ja w Dąbiu poszedłem odpiąć rowery, a na Głównym w Szczecinie z nimi wysiadłem, a Wanda z reszta bagażów :) a rowerki całe i za darmo dojechały do Szczecina :)

Podsumowując, będąc na Podlasiu należy bezwzględnie:
- odwiedzić Muzeum Ikon w Supraślu i Spiżarnię Smaków :)
- Kruszyniany i Zajazd Tatarski, jak i spróbować obiadu w Tatarskiej Jurcie;
- Białowieża - zwiedzić okolice Puszczy Białowieskiej, poszukać Żubrów i pójść na deser do Walizki :)
Następnym razem wybierzemy się tam na wiosnę :)
Jeszcze więcej zdjęć znajdziecie tutaj: FOTORELACJA
  • DST 60.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 grudnia 2014

Białowieża i okolice


No wreszcie biało, wreszcie mróz, wreszcie przydadzą się kolce w oponach :) pobudka przed szóstą i czas ruszać w poszukiwaniu Żubrów :)
Białowieża...

Żubry podobno można było spotkać na skraju Białowieży przy Kamiennym Bagnie, gdzie zaczynał się Białowieski Park Narodowy...

i były :) piękne dwa duże samce... w końcu :)

oj, ktoś mnie zobaczył...

bać się czy nie, podchodzić czy nie.. dobra idę jeszcze kawałek... wyczytałem w mądrej książce że na 20-30 metrów to spokojnie można podejść... ja byłem w odległości 50 metrów, gdy się zatrzymałem przez chwile jeszcze na mnie patrzyły, a potem wróciły do koryta, zupełnie nic sobie nie robiąc z mojej obecności...

jeszcze pokręciłem się po okolicy, zanim dobrze nie zmarzłem, no ale trzeba było na śniadanie wracać...


Białowieża Towarowa...

w sezonie letnim jeżdżą tędy drezyny...


a po śniadanku szybciutko na wycieczkę... tym bardziej, że pogoda była wyśmienita, -4 stopnie, słonecznie i przede wszystkim biało...



a miało nie padać... no i nie padało, czasem tylko z drzew, pod wpływem kolejnego pomysłu na zdjęcie wywoływałem małe opady... :)



było przepięknie...




cisza i spokój, dookoła ani żywej duszy, Żubry tez gdzieś się pochowały... aż tu nagle auto, Straż Graniczna...
- dzień dobry, a skąd Państwo są?
- dzień bobry, a ze Szczecina...
- ciężka pogoda na rower?
- ciężka, jest przepięknie, idealnie...
- no ale po śniegu to ciężko się jeździ?
- może i tak, ale nie na kolcach :)
- ooo, a wiecie gdzie jesteście?
- tak, o tutaj - pokazałem pokazując na mapie...
- ale wiecie że tu granica w pobliżu...
- wiemy wiemy, ale mamy mapę i tracking na gps'a i damy sobie radę :)
jeszcze chwilkę porozmawialiśmy i po upewnieniu się że nie jesteśmy turystami z przypadku pojechali dalej :)





mała przeprawa....

nasz "snack box" - czyli orzeszki, sezamki, suszone morele i czekolada... po tylu dniach to magiczne pudełko w końcu zostało otwarte...


jedyne Żubry podczas wycieczki spotkaliśmy w Białowieży...

był nawet i rower :)

to był udany dzień :)
  • DST 51.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 grudnia 2014

Białowieża

Tego dnia o dziwo znowu padało, a nas dopadło straszne lenistwo, więc tylko dwa razy pojechaliśmy do Walizki - gustownej kawiarni w Białowieży, urządzonej w domu w którym kiedyś mieszkała Wandy babcia... raz pojechaliśmy z nudów, a drugi raz na kolędowanie...
Wejmutka

Walizka...



mieliśmy okazję porozmawiać z miła właścicielką o domu i nieco przybliżyć jej jego historię, a ona w zamian powiedziała nam gdzie można rano spotkać Żubry :) a po wyjściu nasze rowery były już mocno ośnieżone... no, w końcu śnieg :)
  • DST 8.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 grudnia 2014

Babia Góra - Białowieża

W wigilię zjedliśmy równie obfite śniadanko, placki ziemniaczane ze śmietaną - ale za to jaką pyszną, ta sklepowa to nawet koło tamtej nie stała... chlebek, wędliny, kiełbasa z dzika i własnej roboty kaszanka... no i w drogę :)
rano w ostoi również spokój...

no może poza takim jednym, co mu się nudziło...

zdobienie domu...

wczoraj było ładnie więc to oznaczało że dzisiaj jest pora na.. deszcz... na szczęście niewielki, przynajmniej na początku...

a to już Puszcza Białowieska... pomysł na nią jest taki, aby niczego nie ruszać, nie ingerować... przewróciło się - niech leży...


Stare Masiewo...



Głuszec, a w nim zabytkowa kolejka przy nieczynnej już linii wąskotorowej...


potem przejechaliśmy kawałek Wilczym Szlakiem...

są przynajmniej dwa takie miejsca, gdzie człowiek po specjalnych pomostach może wedrzeć się wgłąb puszczy...


w trakcie gdy Wanda rozmawiała przez telefon...

na drogę wyszły sobie Sarny, z oddali nam się przyglądając...

kolejna ostoja w pobliżu Kosego Mostu i znowu pusto...

tylko deszczu jakby coraz więcej...

potem zboczyliśmy ze szlaku rowerowego na Carską Tropinę... gdzie miała być wieża widokowa, była, ale w budowie... za to dalej był zakaz wjazdu rowerem, który dotyczył także jego prowadzenia... bo były tam drewniane mostki, a zakaz był w trosce o to aby nikomu nic się nie stało... no nam się nic nie stało... :)

a wieczorem kolacja wigilijna w Wejmutce... :)



w Wejmutce mieszkało kilkanaście kotów i dwa psy... zawsze było kogo pogłaskać :)


  • DST 47.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 grudnia 2014

Kruszyniany - Babia Góra

No i czas było się żegnać z Kruszynianami i z naszą przemiła Panią gospodarz... Zajazd Tatarski na Końcu Świata to agroturystyka z prawdziwego zdarzenia, takie miejsce z duszą tatarską, gdzie można miło spędzić czas, zapomnieć o codzienności (brak tv w pokojach i zasięgu sieci komórkowej - czasem dopadała nas białoruska) i najeść się do syta regionalnych potraw... na pewno tam jeszcze wrócimy, a tymczasem zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie, które niedługo wyślemy do kroniki, gdzie czeka na nie miejsce :)

jeszcze Zajazd Tatarski od zewnątrz... korzystając z dobrej pogody... którą mieliśmy dokładnie co drugi dzień...


Meczet w Kruszynianach..

Kruszyniany się rozwijają, niedługo obok Jurty Tatarskiej powstanie centrum edukacji i kultury muzułmańskiej...

a my po drodze do Babiej Góry korzystamy z dobrej pogody... a droga tylko z rzadka wyglądała jak ta...

bo znacznie częściej...



przejście graniczne w Bobrownikach... kto wie, może kiedyś ta miejscowość tętniła życiem...


a po lewo to już Białoruś na wyciągnięcie ręki...

Narejki, nieczynna już linia kolejowa w pobliżu samej granicy...

Mostowlany...


Jałówka...



następnie w okolicach Cisówki dotarliśmy do torów kolejowych i drogi, które przecinały jezioro Siemianowskie... tak ogólnie to tam nie bardzo można jeździć a nawet przebywać, albo nawet wcale... ;)


z mapy wynikało, że droga się skończy i trzeba będzie się przebić przez most kolejowy, ale co to dla nas, dodatkowo uspokajałem Wandę, że przecież pociągi pewnie już tu nie jeżdżą... ;)

koniec drogi, mostu brak... skąd my to znamy???

a pomiędzy nami a mostem kolejowym, woda...

więc trzeba było się 500 metrów cofnąć, wdrapać na nasyp i jechać wąską ścieżką wzdłuż torów...

samo przejście przez most to pestka...

jeszcze tylko przejazd przez Siemianówkę....


i po kilkunastu minutach byliśmy w Babiej Górze w agroturystyce "Na żubrowym szlaku"... dzwonimy, pukamy nic... ale słychać jakby ktoś wewnątrz remont robił... chwila przerwy w stukaniu więc jeszcze raz pukamy, wychodzi roześmiany, wesoły gospodarz i zaprasza nas do środka... a co Pan tak puka, zapytałem... a kotlety na obiad biłem :) no tak, w zasadzie mogliśmy się domyśleć... :) obiad, jak na chłopa bardzo dobry, kotlet na pół talerza, ziemniaczki, surówka, zupka... jedzenia pod korek... :)
a ja jeszcze przed jedzeniem poleciałem szybko do ostoi żubrów z nadzieją, że jakiegoś wypatrzę...  niestety nie.


  • DST 47.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 grudnia 2014

Kruszyniany - Krynki - Poczopek - Kruszyniany

Rankiem zeszliśmy na sowite śniadanko, przy którym miło nam się rozmawiało z naszą gospodynią...

nieco obfociłem tą przepiękną, klimatyczną izbę...





i pomimo padającego deszczu, jeszcze nie mocno ale padającego pojechaliśmy do Krynek... a po drodze... oznaka tego, że mieszkańców na wschodzie jest już coraz mniej...

po drodze zaliczyliśmy punkt widokowy...


Cerkiew pw. NMP w Krynkach..

ostatni raz taki znak widziałem w czasach... mojego dzieciństwa... :)

zaczęło padać coraz bardziej, my jechaliśmy asfaltem dokładnie pod silnie wiejący wiatr, aż tu nagle Wanda sobie przypomniała, że nie zrobiłem jej dzisiaj żadnego fajnego zdjęcia.. no to masz :)

a jechaliśmy do Poczopka, gdzie tamtejsze nadleśnictwo zrobiło ciekawy kompleks edukacyjny, w którym oprócz wyznaczonych ścieżek edukacyjnych można zobaczyć żywe okazy zwierząt występujących w Puszczy Knyszyńskiej...





biegownica Geriatka :)

a potem zaczęło dopiera padać...a w zasadzie momentami lać... a my zamiast wrócić tą samą drogą po asfalcie, co zajęło by nam może z półtorej godziny, pojechaliśmy w myśl zasady że tą samą drogą się nie wraca na skróty przez wioski... piaskowe drogi zamieniły się w błotniste że momentami ledwo dawaliśmy rade jechać... no ale po zaledwie trzech godzinach byliśmy z powrotem w Kruszynianach, gdzie odwiedziliśmy jeszcze w porze obiadowej Tatarską Jurtę... zjedliśmy tam pyszny kapuśniak, Pierekaczewnik - Belysz i Manty pyszne pierogi na słodko... najedzeni do syta wróciliśmy do naszego Zajazdu Tatarskiego, gdzie czekała nas jeszcze obiadokolacja :)

No właśnie co do jedzenia, to kuchnia na wschodzie ma jedną specyficzną cechę... mięso. Możesz zjeść mięso w.... różnej formie, ale zawsze będzie to mięso :) wegetarianie mają tu przerąbane, my w domu nie jemy mięsa, a szczególnie tego niezdrowego ze sklepów z mnóstwem antybiotyków... ale tam sprawa wyglądała zupełnie inaczej... zjedliśmy też zawijańca, pieremiacze, cepeliny, knysze... a co do opisu menu, to znajdziecie go tutaj: menu
  • DST 43.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 21 grudnia 2014

Supraśl - Kruszyniany

Rankiem, czyli około 11:00 ;) zrobiliśmy jeszcze rundę po Supraślu, co by odnaleźć i odwiedzić Muzeum Ikon...

budynek w którym kiedyś mieściła się poczta..

Prawosławny Monaster...

na terenie którego mieści się Muzeum Ikon, muzeum niezwykłe... w kilku salach z odpowiednim nastrojowym oświetleniem, oprawą muzyczną, pod okiem przewodnika który ciekawie opowiada o eksponatach... jak ktoś się kiedyś wybierze do Supraśla, to to muzeum odwiedzić powinien, koniecznie.




wszyscy pewnie kojarzą tego starszego jegomościa z siwą broda co przynosi prezenty pod choinkę... tak, to właśnie św. Mikołaj :)

jeszcze widok na Monaster i w drogę do Kruszynian, bo się zrobiła godzina 13:00 :)

do Cieliczanki wzdłuż drogi asfaltowej można skorzystać z drogi rowerowej :)

a potem już po drodze szutrowej częściowo Szlakiem Wzgórz Świętojańskich w kierunku Królowego Mostu...


Cerkiew w Królowym Moście

dalej Traktem Napoleońskim do miejscowości Nowosiółki...

przez wzgórze niegdyś wyryte celem przeprawy potężnych dział... co nie zmienia faktu, że i tak ciężko było nie tyle podjechać, co podprowadzić rowery...

a potem.. potem było już ciemno i mokro... troszkę popadało... natomiast z Kruszynianach w Zajeździe Tatarskim na Końcu Świata czekała już na nas z gorąca herbatą i przepyszną kolacją przemiła Pani gospodarz :)

Najedliśmy się do syta i poszliśmy spać do naszego przytulnego urządzonego w starym stylu pokoiku... mocno nagrzanego z pieca :)
  • DST 48.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 grudnia 2014

Goniądz - Supraśl

No to kolejna wyprawa na Podlasie przed nami :) Pa całodziennej podróży pociągiem można mieć wszystkiego dość... już nawet nie wiadomo na którym kawałku tyłka siedzieć, ani jak wyprostować pleców... nie dość że pociąg miał jechać ponad 11 godzin to jeszcze się godzinkę spóźnił... wysiedliśmy na dworcu w Mońkach i szybciutko popędziliśmy do Goniądza, gdzie mieliśmy zamówiony nocleg w "agroturystyce" Łosiedle - którą jako miejsce noclegowe wszystkim polecamy.
W piątek podczas podróży pociągiem pogoda przez cały dzień była taka:

tłoku w wagonie rowerowym nie było...

w sobotę warunki pogodowe miały być podobne do piątkowych, a tymczasem... :)

Kościół w Goniądzu


słońce mocno poprawiło nasz humor po podróży...

tylko nawierzchni na niektórych odcinkach poprawić jeszcze nie zdążyło...


na Podlasiu spora cześć dróg łączących miejscowości to drogi gruntowe, o różnej jakości nawierzchni... ale przez co mało na nich samochodów, bo te wybierają te nieliczne asfaltowe... :)

Podlasie to całe mnóstwo pięknych domów, niektórych w ruinie, choć spora część jest remontowana i przygotowywana jakby pod turystów...

Kalinówka Kościelna



a obok kościoła stał oczywiście... Lamus :)



pogoda na chwilę zagrymasiła...

Podlasie, to obszar dużo bardziej religijny niż na naszym zachodzie Polski... na wjedzie do chyba każdej miejscowości stoi krzyż, czasem katolicki, czasem prawosławny, a czasem oba obok siebie...


a my już prawie w Puszczy Knyszyńskiej...

Czarna Wieś Kościelna


na wjeździe do Czarnej Białostockiej spotykamy zalew wodny...



następnie w miejscowości na obiadokolację zjedliśmy pizze, bo nic innego nie było w lokalu którego nie polecamy więc nazwy nie wymienimy :) pizza była tak słaba jak ten lokal... a potem było już ciemno i czasem troszkę mżyło, a my odpaliliśmy nasze lampki i pojechaliśmy przez puszczę do Supraśla, zakwaterowaliśmy się w "agroturystyce" Sowa (na ulicy Sowiej) - ładne pokoiki z dostępem do kuchni - miejsce noclegowe godne polecenia i udaliśmy się na Supraśl by night :)
na początek wylądowaliśmy w kawiarni o nazwie Spiżarnia Smaków gdzie zjedliśmy pyszne ciasto które pozwoliło nam zapomnieć o tej pizzy, napiliśmy się litewskiego piwa i Gira - świetnego kwasu chlebowego, kupiliśmy pyszny chlebek na śniadanko i do niego rewelacyjną wędzoną Sieję... i jeszcze konfitury... i gruszki w cynamonie... to takie miejsce w Supraślu którego nie można nie odwiedzić :)


Pałac Buchholtzów..


Ratusz Miejski

no to pierwszy dzień za nami, nie możemy doczekać się kolejnych... :)
  • DST 98.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 grudnia 2014

Bukówko - Koszalin

Dzień drugi wycieczki wokół Koszalina... nocleg w Starym Pałacu w Bukówku był strzałem w dziesiątkę :)

W Starym Pałacu

Pałac z zewnątrz może nie jest bardzo atrakcyjny, jednakże to bardzo ładne miejsce, ale przede wszystkim mili Państwo gospodarze i wyroby własnej produkcji, co w naszych "agroturystykach" bardzo rzadko się zdarza... dżemik z dyni i pomarańczy był tak wyśmienity, że słoiczka już nie oddaliśmy, tylko postanowiliśmy go zakupić, to było przepyszne połączenie :)


no to ruszyliśmy w stronę Koszalina, choć nie dokładnie w jego kierunku :)

rano jeszcze jakby nieco mgliście...


Wanda i jej droga na skróty...


a to już skróty skrótów...

oj coś herbatka nie smakowała???

nie, to był chwilowy efekt nie wyspania...

dzisiaj Wojtek nas nie poganiał, to był czas na mini sesje...



natrafiliśmy na piękne drogi szutrowe...


i znów przerwa na herbatkę... :)

Wanda daj łyka.... nieeeee :P


ptasiory... jak na zdjęcie zrobione podczas jazdy, to utrafiłem całkiem nieźle...


po drodze trafiliśmy na miejsce odpoczynkowe i dobra mapę okolicznych dróg :)


lotnisko w Zegrzu Pomorskim... choć lotnisko, to może za dużo powiedziane... ;)

Rosnowo...

Bareja jak żywy... jednym słowem masakra!!! Absurd goni absurd...




z Rosnowa wyjechaliśmy wzdłuż kanału w kierunku Jagielna...


widok na zaporę wodną...

Oficer w pracy... nie odpuszcza nawet podczas wycieczki... studiuje projekt drogi rowerowej wzdłuż drogi wojewódzkiej do której za chwile dojedziemy... :)


jeszcze rzut oka na jezioro Hajka...

a z Niedalina do prawie samego Koszalina już po drodze rowerowej, całkiem ładnej, ale z mankamentami, więc będzie miała Pani oficer co robić :)


koty czekały na autobus :)

na koniec obiad w Koszalinie i pociągiem do domku...

To był kolejny udany weekend.  Dzięki Grelus :)
więcej zdjęć

  • DST 45.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 grudnia 2014

Tychowo - prawie Bobolice - Tychowo

Korzystając z okazji, że Wanda musiała służbowo pojechać do Koszalina, postanowiliśmy sobie zrobić wycieczkę przy okazji odwiedzając Wojtka El Grelusa, co by razem z nim pokręcić się po jego terenach... Wanda zajechała tam z rana, a ja miałem dojechać pociągiem zaraz po pracy, by być tam na około 19-20, ale, no właśnie.... ale drzewo się zawaliło i zerwało trakcję na torach i była lekka obsuwa, a cała podróż trwała około 6 godzin :) ale żeby nie było tak, że nic się nie działo, PKP zorganizowało teleportację podróżnych autobusem na trasie Worowo - Świdwin, ale.. no właśnie ale Panie - no chyba nie z tym rowerem... przeczuwając trudności nawet nie próbowałem się do niego wcisnąć, skoro nawet wszyscy pasażerowie się nie zmieścili i musiał robić dwa kursy, tylko od razu załączyłem nawigację i pognałem na skróty do Świdwina... trochę po asfalcie, potem polnymi drogami, potem przez pola, by w końcu na skróty przebić się do drogi wojewódzkiej i razem z wiatrem (a wiało tego dnia ostro - Aleksandra wiała) gnać do Świdwina, gdzie dotarłem chwilę po autobusie... który musiał zrobić jeszcze jeden kurs, więc czekała mnie godzinna przerwa w pociągu... :)
a rower po mały off road wyglądał tak:


dotarłem do Koszalina, zawitałem na kończące się już urodziny Ani (Grelusowej współlokatorki) a rano ruszyliśmy do Tychowa, skąd ruszyliśmy na trasę...

Wojtek nawet pogodę zamówił odpowiednią :)


w drodze do Bobolic o ile to było możliwe, a było, staraliśmy się unikać asfaltu :)


znaleźliśmy stary poniemiecki cmentarzyk, a w zasadzie to jego resztki...

kościółek w miejscowości Kowalki

a przez okienko zaglądamy do środka...


i dalej oczywiście przez las :)

czasem nawet na piechotę...

czasem mocno pod górę...

El Grelus we własnej osobie :)

Wanda zrobiła sobie przerwę a my pojechaliśmy "o tutaj zaraz kawałeczek może 600 metrów", a może dwa kilometry, na ruiny kościoła... jak Wam kiedyś Grelus powie 600 metrów to najlepiej pomnóżcie to przez dwa, albo i trzy i przeliczcie z mil ka km ;)





Jadąc wzdłuż szlaku Zagubiony Trakt, który nam się nawet na chwilkę zagubił dotarliśmy do Głodowej, gdzie zjedliśmy obiad i po ciemku wracaliśmy razem  w kierunku samochodu... na końcu się rozdzieliliśmy, Wojtek pojechał do Tychowa, a my na nocleg do Pałacu w Bukówku... :)
więcej zdjęć
  • DST 85.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl