Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2014
Dystans całkowity: | 315.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 52.50 km |
Więcej statystyk |
Wtorek, 25 lutego 2014
Fabryka Benzyny syntetycznej w Policach
Pogoda była wiosenna, Wanda miała nadgodziny w pracy, więc postanowiłem skorzystać z okazji i troszkę się zmęczyć i tu niezawodny okazał się Monter ze swoim żwawym tempem :) a na cel wybraliśmy fabrykę benzyny syntetycznej, a raczej jej ruiny w Policach...
- DST 45.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 lutego 2014
Międzyodrze
Jako, że weekend upływał pod znakiem Włóczykija w Gryfinie, postanowiłem (jeśli wstanę) że niedzielny ranek, a może środek nocy co dla niektórych, spędzę na rowerze... bez umawiania się w obawie czy wstanę po 3 godzinach snu... a poza tym to była wycieczka na zdjęcia, więc inni by tylko "przeszkadzali"... tudzież za długo by ze mną nie wytrzymali... zaglądałem we wszystkie dziury, odkryłem nową drogę i było super :) przejechałem ledwie połowę z tego co zaplanowałem, więc mam tam jeszcze spory kawałek do przeczesania :)
Gęsi... całe klucze przelatywały jak tylko słońce wyjrzało...
poleciał po "świeże i jeszcze ciepłe" śniadanko i wraca do domu :)
Czaple Białe
Kormorany...
Czapla Siwa
Gęsi
po powrocie na główny szlak...
Chyba spodobały mi się takie fotograficzne wypady :)
Gęsi... całe klucze przelatywały jak tylko słońce wyjrzało...
poleciał po "świeże i jeszcze ciepłe" śniadanko i wraca do domu :)
Czaple Białe
Kormorany...
Czapla Siwa
Gęsi
po powrocie na główny szlak...
Chyba spodobały mi się takie fotograficzne wypady :)
- DST 24.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 lutego 2014
Templin i poradziecka baza wojskowa
Plan był taki, aby zwiedzić to czego nie udało się ostatnio, czyli poradziecką bazę wojskową w pobliżu Vogelsang... rozpuściliśmy info, dołączył do nas Monter, Jaszek i Janusz i pojechaliśmy... wyjeżdżając o rzeźnickiej 7:00 rano...
Templin
Pionierbrucke
Janusz spotkał starego znajomego...
marzenie każdego dziecka :)
troszkę offroadu nigdy nie zaszkodzi...
pierwszy popas był nad jeziorem...
i te niezliczone ilości poukładanego drzewa przy drogach leśnych...
był kozioł...
był też ogier...
najciekawsza część bazy była za ogrodzeniem, więc jakby zmieniliśmy plany, ale Wanda wypatrzyła nową drogę która prowadziła w jej pobliże, więc postanowiliśmy spróbować... co wymagało lekkiego samozaparcia...
prowadzeni przez Montera, który ani myślał zawracać...
dotarliśmy do celu..
i opłaciło się, bo trafiliśmy na udostępnione dla zwiedzających koszary...
chłopaki pozują, a Monter łobuzuje...
Jaszek zjeżdża ze schodów... gleba za 3, 2, 1... ;)
a reporteży śmieją się z Soczi, bo postawili dwa obok siebie... jak widać to nic nowego ;)
oj ciężko było chłopaków stamtąd wyciągnąć, niby już byliśmy za bramą, a oni znowu znaleźli dziurę w płocie...
Monter był w tym czasie w jakimś Matrixie...
no, ale w końcu się udało i pojechaliśmy dalej... :)
\
Vietmannsdorf... niby Wietnam a prawie jak w Anglii...
Gollin
a na koniec, ponieważ zostało jeszcze trochę czasu zrobiliśmy kółko wokół murów Templina...
Jacek profesjonalnie wyeksponował swój rower... ale kto by tam chciał mieć Kellysa ;)
jak to powiedzieli chłopaki, Tomek zainwestował 2 euro i podzedł zwiedzić muzeum w wieży widokowej, w jednej z bram wjazdowych...
a z góry moim oczom ukazała się tęcza... gdzieś tam w oddali padało, a u nas spadło ledwie kilka kropel...
i na koniec troje wspaniałych...
Uczestnikom dziękuję za miłe towarzystwo i do następnego razu :)
więcej zdjęć: ZDJĘCIA
Templin
Pionierbrucke
Janusz spotkał starego znajomego...
marzenie każdego dziecka :)
troszkę offroadu nigdy nie zaszkodzi...
pierwszy popas był nad jeziorem...
i te niezliczone ilości poukładanego drzewa przy drogach leśnych...
był kozioł...
był też ogier...
najciekawsza część bazy była za ogrodzeniem, więc jakby zmieniliśmy plany, ale Wanda wypatrzyła nową drogę która prowadziła w jej pobliże, więc postanowiliśmy spróbować... co wymagało lekkiego samozaparcia...
prowadzeni przez Montera, który ani myślał zawracać...
dotarliśmy do celu..
i opłaciło się, bo trafiliśmy na udostępnione dla zwiedzających koszary...
chłopaki pozują, a Monter łobuzuje...
Jaszek zjeżdża ze schodów... gleba za 3, 2, 1... ;)
a reporteży śmieją się z Soczi, bo postawili dwa obok siebie... jak widać to nic nowego ;)
oj ciężko było chłopaków stamtąd wyciągnąć, niby już byliśmy za bramą, a oni znowu znaleźli dziurę w płocie...
Monter był w tym czasie w jakimś Matrixie...
no, ale w końcu się udało i pojechaliśmy dalej... :)
\
Vietmannsdorf... niby Wietnam a prawie jak w Anglii...
Gollin
a na koniec, ponieważ zostało jeszcze trochę czasu zrobiliśmy kółko wokół murów Templina...
Jacek profesjonalnie wyeksponował swój rower... ale kto by tam chciał mieć Kellysa ;)
jak to powiedzieli chłopaki, Tomek zainwestował 2 euro i podzedł zwiedzić muzeum w wieży widokowej, w jednej z bram wjazdowych...
a z góry moim oczom ukazała się tęcza... gdzieś tam w oddali padało, a u nas spadło ledwie kilka kropel...
i na koniec troje wspaniałych...
Uczestnikom dziękuję za miłe towarzystwo i do następnego razu :)
więcej zdjęć: ZDJĘCIA
- DST 60.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 lutego 2014
Bory Tucholskie
Kolejny dzień także zacząłem od zabawy aparatem...
Cztery Świerki to bardzo dobra miejscówka na nocleg, ciepełko, duża kuchnia i jadalnia, a nawet specjalna sala z kominkiem no i przemiła Pani właścicecielka... nocleg warty swojej ceny w końcu "trzy słoneczka" do czegoś zobowiązują, do pełni szczęścia brakowało nam tylko jakiegoś miejscowego jadła... ale i tak bardzo polecamy to miejsce :)
ponieważ właścicielka Czterech Świerków to także podróżniczka, znająca okolicę jak własna kieszeń poleciła nam zmienić trasę i udać się inną drogą... więc czemu nie, no kto będzie wiedział lepiej jak nie miejscowa osoba :) ba, nawet dostaliśmy przewodnik na drogę :)
brama wjazdowa do parku narodowego...
małe pozowanko...
i w drogę...
długo jeszcze???
od rana znowu zaczęliśmy po bezdrożach...
i szybko zrobiło się ciepło... :)
a przed pomostkiem, zemsta drwala :)
Wanda się zorientowała, że ja znowu nie mam żadnego zdjęcia... no dobra dawaj... :)
a dookoła jednego z licznych jeziorem prowadził pomost... no to spróbowaliśmy swoich sił :)
ach, ile tam było ładnych miejsc... :)
i Wanda podczas przerwy... zmęczona ale zadowolona... :)
punkt widokowy na jezioro Charzykowskie
to może jakaś wspólna fota...
Galeria Mariusza Janika
potem na mega głodzie dojechaliśmy do miejscowości Charzykowy, i poinformowani przez miejscowych pojechaliśmy zjeść do Baru As, może z zewnątrz nie wyglądach jakoś zachęcająco, ale jedzenie dwie starsze Panie robiły przepyszne... pieczona rybka była wyśmienita :) no i jak zwykle zrobiło się późno więc zaczęła się walka z czasem aby zdążyć na ostatni pociąg do Chojnic... zdążyliśmy, a nawet starczyło czasu aby po drodze na dworzec zrobić kilka zdjęć :)
i do domu... a w Bory Tucholskie na pewno wrócimy z namiotem na wiosnę... :)
Więcej zdjęć: zdjęcia
Cztery Świerki to bardzo dobra miejscówka na nocleg, ciepełko, duża kuchnia i jadalnia, a nawet specjalna sala z kominkiem no i przemiła Pani właścicecielka... nocleg warty swojej ceny w końcu "trzy słoneczka" do czegoś zobowiązują, do pełni szczęścia brakowało nam tylko jakiegoś miejscowego jadła... ale i tak bardzo polecamy to miejsce :)
ponieważ właścicielka Czterech Świerków to także podróżniczka, znająca okolicę jak własna kieszeń poleciła nam zmienić trasę i udać się inną drogą... więc czemu nie, no kto będzie wiedział lepiej jak nie miejscowa osoba :) ba, nawet dostaliśmy przewodnik na drogę :)
brama wjazdowa do parku narodowego...
małe pozowanko...
i w drogę...
długo jeszcze???
od rana znowu zaczęliśmy po bezdrożach...
i szybko zrobiło się ciepło... :)
a przed pomostkiem, zemsta drwala :)
Wanda się zorientowała, że ja znowu nie mam żadnego zdjęcia... no dobra dawaj... :)
a dookoła jednego z licznych jeziorem prowadził pomost... no to spróbowaliśmy swoich sił :)
ach, ile tam było ładnych miejsc... :)
i Wanda podczas przerwy... zmęczona ale zadowolona... :)
punkt widokowy na jezioro Charzykowskie
to może jakaś wspólna fota...
Galeria Mariusza Janika
potem na mega głodzie dojechaliśmy do miejscowości Charzykowy, i poinformowani przez miejscowych pojechaliśmy zjeść do Baru As, może z zewnątrz nie wyglądach jakoś zachęcająco, ale jedzenie dwie starsze Panie robiły przepyszne... pieczona rybka była wyśmienita :) no i jak zwykle zrobiło się późno więc zaczęła się walka z czasem aby zdążyć na ostatni pociąg do Chojnic... zdążyliśmy, a nawet starczyło czasu aby po drodze na dworzec zrobić kilka zdjęć :)
i do domu... a w Bory Tucholskie na pewno wrócimy z namiotem na wiosnę... :)
Więcej zdjęć: zdjęcia
- DST 46.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 lutego 2014
Szczecinek i dalej w kierunku Swornychgaci
Tym razem przyszedł czas na Bory Tucholskie, do których postanowiliśmy dojechać ze Szczecinka, a że zapowiadała się na weekend piękna pogoda, to nie trzeba było nas dwa razy namawiać :)
Tak więc w piątek zaraz po pracy szybciutko do pociągu i w drogę...
Szczecinek by night...
Ratusz na zdjęciu bez Wandy...
i z Wandą... kto zgadnie gdzie jest Wanda???
widok na Kronospan...
w międzyczasie jeszcze zjedliśmy w Kredens - Pizza i Naleśniki - szczerze polecamy to miejsce, bo naleśniki mają wyborne zresztą inne rzeczy także... i udaliśmy się do naszej agroturystyki na nocleg - Półwysep Trzesieka, miejsce ładne, Pani miła, dostępna kuchnia, aczkolwiek w pokoju troszkę zimno - grzejnik nie dawał rady... jakby ciut za drogo jak za takie warunki... ale za to z rana można było z pomostu, tudzież zamarzniętego jeziora zrobić ciekawe zdjęcia... :)
wschód słońca tego dnia był okazały...
a towarzyszyła mi... Meggi :) początkowo nieufna, ale po zabawie w aportowanie nie mogłem się od niej opędzić :)
zjedliśmy i ruszyliśmy na szlak, na początku chcieliśmy dokończyć pętlę dookoła jeziora szczecineckiego...
Mysia Wyspa...
mam wrażenie, że co druga napotkana wieża jest Bismarcka... ;)
na 13 km, razem dookoła jest chyba 15
prawie jak w kaczogrodzie...
deptak za dnia...
Ponieważ wczoraj spóźniliśmy się na pierogi do Domu Woźnego... postanowiliśmy odwiedzić go dzisiaj... i były przepyszne :) z bobem i czosnkiem, szpinakiem, suszoną śliwką i wiele innych... wszystkie były pyszne, więc jedne wciągnęliśmy na miejscu, a kolejne wzięliśmy na drogę... na pewno odwiedzimy jeszcze tą knajpkę :)
no właśnie, zwiedzanie, zdjęcia, obiadek i zrobiła się prawie 13:00, a przed nami prawie 70 km do przejechania... czyli jak zawsze... :)
po drodze Wanda wjechała na drut z ogrodzenia, który wyrwał jej błotnik...
drogi były przeróżne, ale po kałużach, to akurat dobrze się jechało :) jednakże pierwsze 30km to była terenowa mordęga... na szczęście kolejne były już po asfalcie...
a w Sporyszu koło Zajazdu można było podziwiać zwierzęta różnej maści...
a potem... zrobiło się ciemno, zjedliśmy jeszcze ciepłe pierogi, załączyliśmy wszelkie możliwe światełka i pojechaliśmy do Czterech Świerków w miejscowości Swornegacie :)
więcej zdjęć z całej wycieczki: zdjęcia
Tak więc w piątek zaraz po pracy szybciutko do pociągu i w drogę...
Szczecinek by night...
Ratusz na zdjęciu bez Wandy...
i z Wandą... kto zgadnie gdzie jest Wanda???
widok na Kronospan...
w międzyczasie jeszcze zjedliśmy w Kredens - Pizza i Naleśniki - szczerze polecamy to miejsce, bo naleśniki mają wyborne zresztą inne rzeczy także... i udaliśmy się do naszej agroturystyki na nocleg - Półwysep Trzesieka, miejsce ładne, Pani miła, dostępna kuchnia, aczkolwiek w pokoju troszkę zimno - grzejnik nie dawał rady... jakby ciut za drogo jak za takie warunki... ale za to z rana można było z pomostu, tudzież zamarzniętego jeziora zrobić ciekawe zdjęcia... :)
wschód słońca tego dnia był okazały...
a towarzyszyła mi... Meggi :) początkowo nieufna, ale po zabawie w aportowanie nie mogłem się od niej opędzić :)
zjedliśmy i ruszyliśmy na szlak, na początku chcieliśmy dokończyć pętlę dookoła jeziora szczecineckiego...
Mysia Wyspa...
mam wrażenie, że co druga napotkana wieża jest Bismarcka... ;)
na 13 km, razem dookoła jest chyba 15
prawie jak w kaczogrodzie...
deptak za dnia...
Ponieważ wczoraj spóźniliśmy się na pierogi do Domu Woźnego... postanowiliśmy odwiedzić go dzisiaj... i były przepyszne :) z bobem i czosnkiem, szpinakiem, suszoną śliwką i wiele innych... wszystkie były pyszne, więc jedne wciągnęliśmy na miejscu, a kolejne wzięliśmy na drogę... na pewno odwiedzimy jeszcze tą knajpkę :)
no właśnie, zwiedzanie, zdjęcia, obiadek i zrobiła się prawie 13:00, a przed nami prawie 70 km do przejechania... czyli jak zawsze... :)
po drodze Wanda wjechała na drut z ogrodzenia, który wyrwał jej błotnik...
drogi były przeróżne, ale po kałużach, to akurat dobrze się jechało :) jednakże pierwsze 30km to była terenowa mordęga... na szczęście kolejne były już po asfalcie...
a w Sporyszu koło Zajazdu można było podziwiać zwierzęta różnej maści...
a potem... zrobiło się ciemno, zjedliśmy jeszcze ciepłe pierogi, załączyliśmy wszelkie możliwe światełka i pojechaliśmy do Czterech Świerków w miejscowości Swornegacie :)
więcej zdjęć z całej wycieczki: zdjęcia
- DST 85.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 lutego 2014
Śnieg i Piasek
To miała być wycieczka na pożegnanie zimy i trzeba przyznać, że pogoda była iście wiosenna... słoneczko towarzyszyło nam przez cały dzień :) jako że mieliśmy problem, aby po ciężkim tygodniu ruszyć swoje 4 litery z łóżka wycieczkę zaczęliśmy od Bartoszewa, gdzie dogoniliśmy chłopaków autem... a potem trzymaliśmy się cały czas śniegu i lasu, omijając z dala wszelkie drogi asfaltowe, choć różnicy czasami nie było...
W Zalesiu odwiedziliśmy Transgraniczny Ośrodek Edukacji Ekologicznej, który jest bardzo ciekawym miejscem dla dzieciaków pod względem możliwości poznania przyrody, jak i doświadczeń z fizyki czy chemii... no i mają tam także rowery :)
Można poznać tropy zwierząt, w szczególności jedno mnie zainteresowało szczególnie ;)
dzik jest dziki, dzik jest zły...
a na koniec wizyty coś z pogranicza fizyki...
to był uroczy dzień na zdjęcia :)
a do niektórych śnieg lepił się jakby bardziej :)
krótki postój...
droga nam się jakby skończyła, co akurat nie stanowiło większego problemu, no bo kto by się tym przejmował... przecież zawsze można pojechać na skróty... ;)
w lesie wiosna, a na drodze zima...
i na koniec zdjęcia z jeziora Piasek... był piasek był i śnieg :)
W Zalesiu odwiedziliśmy Transgraniczny Ośrodek Edukacji Ekologicznej, który jest bardzo ciekawym miejscem dla dzieciaków pod względem możliwości poznania przyrody, jak i doświadczeń z fizyki czy chemii... no i mają tam także rowery :)
Można poznać tropy zwierząt, w szczególności jedno mnie zainteresowało szczególnie ;)
dzik jest dziki, dzik jest zły...
a na koniec wizyty coś z pogranicza fizyki...
to był uroczy dzień na zdjęcia :)
a do niektórych śnieg lepił się jakby bardziej :)
krótki postój...
droga nam się jakby skończyła, co akurat nie stanowiło większego problemu, no bo kto by się tym przejmował... przecież zawsze można pojechać na skróty... ;)
w lesie wiosna, a na drodze zima...
i na koniec zdjęcia z jeziora Piasek... był piasek był i śnieg :)
- DST 55.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze