Środa, 1 stycznia 2014
Powitanie roku na rozlewiskach Odry
Mieliśmy jechać na fajerwerki do Schwedt, ale z kilku powodów opcja się zmieniła i postanowiliśmy o świcie powitać Nowy Rok na rowerze... chcieliśmy potowarzyszyć naszemu koledze vel Kucykowi, który startował dzisiaj w góry jadąc szlakiem Odra-Nysa, ale ponieważ nie był w stanie wyruszyć z samego rana tylko na chwilę spotkaliśmy się z nim na trasie, życząc mu powodzenia oraz ciepłych nocy pod namiotem... tak, pod namiotem :)
Więc wolne miejsce w samochodzie zajął Monter i pognaliśmy jeszcze przed siódmą na punkt widokowy do Mescherin, licząc na zjawiskową grę światła... ale przeliczyliśmy się... :(
choć i tak było dość ładnie...
następnie szybko przejazd autem na parking leśny w pobliżu Teerofenbrucke i hajda na rozlewiska... a jacy bylismy zdziwieni, gdy na grubej warstwie szronu zobaczyliśmy już ślad roweru...
czyżby Kaczka Krzyżówka...
a spektakl ze wschodem słońca dopiero się zaczął... :)
a w tak zwanym międzyczasie nad rozlewiskami rozpoczął się niezły gwar... to przynajmniej setki, jak nie tysiące kaczek, gęsi i innych ptaszorów gotowało się do startu... oj trzeba było to słyszeć :)
tego dnia skupiliśmy się na szlakach regionalnych...
gdzie było na co popatrzeć...
przełamaliśmy pierwsze lody....
a nieopodal tej pięknej krainy...
jak nam się droga skończyła, to postanowiliśmy coś zjeść...
żeby "ustrzelić" takie zdjęcie należy... cały czas jechać na rowerze... zatrzymaj się tylko na moment, a jego już nie ma...
niestety droga tego dnia dość często nam się kończyła zanim dojechaliśmy do jej końca...
choć nie zawsze poddawaliśmy się bez walki....
a oto najlepszy dowód, czyli mały rekonesans w poszukiwaniu przejścia... i żeby nie było, to Wanda nalegała...
i znowu, tak jak na poprzedniej wycieczce zobaczyliśmy niemieckiego dziadka na rowerze, a to oznaczało, że ta droga którą on jedzie na pewno gdzieś prowadzi :)
i kolejna przeszkoda nie do pokonania tego dnia, po prostu nie wzięliśmy kaloszy...
byliśmy gdzieś pomiędzy Zutzen...
a Zatonią Dolną...
znaleźliśmy na trasie punkt widokowy oraz całkiem fają miejscówkę na odpoczynek, czytaj nocleg na dziko...
i jeszcze jeden drapieżnik...
najprawdopodobniej to Myszołów Włochaty...
a ostatnia prosta to w słoneczku z wiatrem i po asfalcie... taka nagroda chyba...
a na koniec we Friedrichsthal spotkaliśmy Krzyśka vel Kucyka, jak widać porządnie przygotowanego do wyprawy...
on pojechał dalej po szlaku...
a my spakowaliśmy Montera do auta i wróciliśmy do Szczecina :)
To było fantastyczne rozpoczęcie Nowego Roku :)
Więc wolne miejsce w samochodzie zajął Monter i pognaliśmy jeszcze przed siódmą na punkt widokowy do Mescherin, licząc na zjawiskową grę światła... ale przeliczyliśmy się... :(
choć i tak było dość ładnie...
następnie szybko przejazd autem na parking leśny w pobliżu Teerofenbrucke i hajda na rozlewiska... a jacy bylismy zdziwieni, gdy na grubej warstwie szronu zobaczyliśmy już ślad roweru...
czyżby Kaczka Krzyżówka...
a spektakl ze wschodem słońca dopiero się zaczął... :)
a w tak zwanym międzyczasie nad rozlewiskami rozpoczął się niezły gwar... to przynajmniej setki, jak nie tysiące kaczek, gęsi i innych ptaszorów gotowało się do startu... oj trzeba było to słyszeć :)
tego dnia skupiliśmy się na szlakach regionalnych...
gdzie było na co popatrzeć...
przełamaliśmy pierwsze lody....
a nieopodal tej pięknej krainy...
jak nam się droga skończyła, to postanowiliśmy coś zjeść...
żeby "ustrzelić" takie zdjęcie należy... cały czas jechać na rowerze... zatrzymaj się tylko na moment, a jego już nie ma...
niestety droga tego dnia dość często nam się kończyła zanim dojechaliśmy do jej końca...
choć nie zawsze poddawaliśmy się bez walki....
a oto najlepszy dowód, czyli mały rekonesans w poszukiwaniu przejścia... i żeby nie było, to Wanda nalegała...
i znowu, tak jak na poprzedniej wycieczce zobaczyliśmy niemieckiego dziadka na rowerze, a to oznaczało, że ta droga którą on jedzie na pewno gdzieś prowadzi :)
i kolejna przeszkoda nie do pokonania tego dnia, po prostu nie wzięliśmy kaloszy...
byliśmy gdzieś pomiędzy Zutzen...
a Zatonią Dolną...
znaleźliśmy na trasie punkt widokowy oraz całkiem fają miejscówkę na odpoczynek, czytaj nocleg na dziko...
i jeszcze jeden drapieżnik...
najprawdopodobniej to Myszołów Włochaty...
a ostatnia prosta to w słoneczku z wiatrem i po asfalcie... taka nagroda chyba...
a na koniec we Friedrichsthal spotkaliśmy Krzyśka vel Kucyka, jak widać porządnie przygotowanego do wyprawy...
on pojechał dalej po szlaku...
a my spakowaliśmy Montera do auta i wróciliśmy do Szczecina :)
To było fantastyczne rozpoczęcie Nowego Roku :)
- DST 46.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
piękne tereny i super zdjęcia ! życze Wam wielu takich uroczych wycieczek w Nowym Roku ! :)
tunislawa - 16:05 czwartek, 2 stycznia 2014 | linkuj
Również życzę Szczęśliwego Rowerowego Nowego Roku i mniej przeszkód na trasach (chociaż...co to wycieczki bez skrótów i przeszkód na trasie ;)))
srk23 - 15:31 czwartek, 2 stycznia 2014 | linkuj
Komentuj