Czwartek, 1 maja 2014
Jablonec - Liberec
No to wróciliśmy z majówki, nieco dłuższej niż zwykle... ostatnia wycieczka przed sezonem ślubnym zaliczona, a teraz trzeba będzie jakoś przetrwać do II połowy sierpnia... tak więc czas zabrać się za systematyczne dodawanie relacji z kolejnych dni, co by mnie znowu z tym jesień nie zastała...
Tak więc ja, Wanda, Krzysiek i Artur wybraliśmy się na szlak Odra-Nysa... wyjeżdżając pociągiem w czwartkowe popołudnie już na wieczór, przy odrobinie szczęścia i uprzejmości czeskich kolejarzy, po zaliczeniu kilku przesiadek w Angermunde, Berlinie, Chociebożu, Żytawie, Libercu i jeszcze jednej gdzieś tam w Czechach dotarliśmy do Jabłońca nad Nysą...
Czeskie pociągi wcale nie odbiegają jakością od niemieckich, zwłaszcza pod kątem możliwości zabrania większej ilości rowerów :)
W Libercu mieliśmy 4 minuty na przesiadkę, czyli dokładnie tyle ile wynosiło nasze opóźnienie, ale czeska Pani konduktor poinformowała nasz kolejny pociąg co by na nas poczekali, a że nie mogliśmy za bardzo znaleźć odpowiedniego peronu, to nawet po nas wyszli :)
Potem już tylko wypłata gotówki w bankomacie i do kempingu, który zlokalizowaliśmy tylko dlatego, że ktoś już tam spał :)
Miejsce kempingu to zwykle gospodarstwo domowe, ale urocze, dość wysoko położone, ze stadniną koni... rano jeszcze przy dobrej pogodzie pakowanie, Krzysiek coś tam grzebał przy moim rowerze....
Wanda uczyła Artura obsługi kamerki Go Pro...
a ja niepostrzeżenie czmychnąłem na zdjęcia koników, których stadnina była w naszym gospodarstwie...
gdy konikami w międzyczasie opiekowały się dzieciaki, one postanowiły zaopiekować się trawą na naszym obozowisku... :)
Potem było zwiedzanie Jabłońca...
Rynek
Gdy Artur poszedł do muzeum, Krzysiek szlajał się po mieście, my postanowiliśmy zjeść drugie śniadanie... no właśnie, Wanda mnie męczy żebym zaczął pisać co jemy, tak więc: jogurt naturalny (lub inny owocowy z promocji), musli i owoce - najlepiej sezonowe, akurat były truskawki i morele, dobrze pasują też banany :)
Z Jabłońca ruszyliśmy w kierunku Nowej Wsi, aby dotrzeć do miejsca źródła Nysy, czyli początku szlaku rowerowego Odra-Nysa... było przeważnie pod górę ale za to z ładnymi widokami i pięknym lasem..
i już na miejscu...
Ruszyliśmy szlakiem, który na początku ma chyba tyle samo podjazdów co i zjazdów, a na dodatek w międzyczasie dopadł nas deszcz więc schroniliśmy się na przystanku czyli tzw. Zastawce... my tam gadu gadu, a Krzysiek już zupkę gotuje... :)
a że nie bardzo chciał się podzielić z Wandą....
to pojechała z marnym skutkiem poszukać jakiejś knajpy...
ja za to postanowiłem sprawdzić jak mocno pada... noooo mocno padało... ;) Krzyśka chyba zatrudnię na pół etatu do robienia zdjęć :)
Po około godzinie ruszyliśmy dalej...
Punkt widokowy...
Widoki napawały chęcią do jazdy... panorama Jabłońca składana z 18 zdjęć wykonana na obiektywie 135 mm
Oznakowanie szlaku raczej bez zarzutu...
zrobić zdjęcie podczas zjazdu przy prędkości około 40 km/h jedną ręką trzymając kierownicę, drugą aparat i patrząc przez wizjer to wcale nie łatwa sprawa... ale te kilometry praktyki ;)
Wandziocha, niby zmęczona ale turlała się do przodu... szczególnie że znaleźliśmy fajną knajpkę, my obżarliśmy się mięsiwem, a Wanda chyba jakimś gołąbkiem...
Artur co jakiś czas motywował ją nagrywaniem na kamerkę... czekając aż stanie...
tyle że jak stanęli, to oboje... tłumaczył się że niby ma blat od kolarki... :P
a czekając na nich na górze udaliśmy się z Krzyśkiem na mały rekonesans pobliskiego lasu...
z Krzyśkiem to jest taki problem, że nie lub jak mu się robi zdjęcia, wręcz ich unika... i trzeba podstępem, a to z ukrycia, a to jak coś zobaczy i o tym mówi to wtedy łatwo go pociągnąć za język, aby pokazał gdzie to było... oooo chyba tam :)
Pan Pompa...
albo ktoś ma za dużo kubków, albo nie ma w domu suszarki ;)
ładnych widoków tego dnia nie brakowało...
nooo, moja małżonka jeszcze się uśmiecha :)
Niemcy mówią "Radfahren absteigen" a Czesi jakoś tak bardziej po ludzku...
Na wieczór dotarliśmy do Liberca i pojechaliśmy szukać kempingu... jeżeli ktoś myśli, że po Szczecinie z powodu kilku górek ciężko się jeździ, to tylko dlatego, że nie był w Libercu :P
No i pierwszy dzionek dobiegł końca :)
Tak więc ja, Wanda, Krzysiek i Artur wybraliśmy się na szlak Odra-Nysa... wyjeżdżając pociągiem w czwartkowe popołudnie już na wieczór, przy odrobinie szczęścia i uprzejmości czeskich kolejarzy, po zaliczeniu kilku przesiadek w Angermunde, Berlinie, Chociebożu, Żytawie, Libercu i jeszcze jednej gdzieś tam w Czechach dotarliśmy do Jabłońca nad Nysą...
Czeskie pociągi wcale nie odbiegają jakością od niemieckich, zwłaszcza pod kątem możliwości zabrania większej ilości rowerów :)
W Libercu mieliśmy 4 minuty na przesiadkę, czyli dokładnie tyle ile wynosiło nasze opóźnienie, ale czeska Pani konduktor poinformowała nasz kolejny pociąg co by na nas poczekali, a że nie mogliśmy za bardzo znaleźć odpowiedniego peronu, to nawet po nas wyszli :)
Potem już tylko wypłata gotówki w bankomacie i do kempingu, który zlokalizowaliśmy tylko dlatego, że ktoś już tam spał :)
Miejsce kempingu to zwykle gospodarstwo domowe, ale urocze, dość wysoko położone, ze stadniną koni... rano jeszcze przy dobrej pogodzie pakowanie, Krzysiek coś tam grzebał przy moim rowerze....
Wanda uczyła Artura obsługi kamerki Go Pro...
a ja niepostrzeżenie czmychnąłem na zdjęcia koników, których stadnina była w naszym gospodarstwie...
gdy konikami w międzyczasie opiekowały się dzieciaki, one postanowiły zaopiekować się trawą na naszym obozowisku... :)
Potem było zwiedzanie Jabłońca...
Rynek
Gdy Artur poszedł do muzeum, Krzysiek szlajał się po mieście, my postanowiliśmy zjeść drugie śniadanie... no właśnie, Wanda mnie męczy żebym zaczął pisać co jemy, tak więc: jogurt naturalny (lub inny owocowy z promocji), musli i owoce - najlepiej sezonowe, akurat były truskawki i morele, dobrze pasują też banany :)
Z Jabłońca ruszyliśmy w kierunku Nowej Wsi, aby dotrzeć do miejsca źródła Nysy, czyli początku szlaku rowerowego Odra-Nysa... było przeważnie pod górę ale za to z ładnymi widokami i pięknym lasem..
i już na miejscu...
Ruszyliśmy szlakiem, który na początku ma chyba tyle samo podjazdów co i zjazdów, a na dodatek w międzyczasie dopadł nas deszcz więc schroniliśmy się na przystanku czyli tzw. Zastawce... my tam gadu gadu, a Krzysiek już zupkę gotuje... :)
a że nie bardzo chciał się podzielić z Wandą....
to pojechała z marnym skutkiem poszukać jakiejś knajpy...
ja za to postanowiłem sprawdzić jak mocno pada... noooo mocno padało... ;) Krzyśka chyba zatrudnię na pół etatu do robienia zdjęć :)
Po około godzinie ruszyliśmy dalej...
Punkt widokowy...
Widoki napawały chęcią do jazdy... panorama Jabłońca składana z 18 zdjęć wykonana na obiektywie 135 mm
Oznakowanie szlaku raczej bez zarzutu...
zrobić zdjęcie podczas zjazdu przy prędkości około 40 km/h jedną ręką trzymając kierownicę, drugą aparat i patrząc przez wizjer to wcale nie łatwa sprawa... ale te kilometry praktyki ;)
Wandziocha, niby zmęczona ale turlała się do przodu... szczególnie że znaleźliśmy fajną knajpkę, my obżarliśmy się mięsiwem, a Wanda chyba jakimś gołąbkiem...
Artur co jakiś czas motywował ją nagrywaniem na kamerkę... czekając aż stanie...
tyle że jak stanęli, to oboje... tłumaczył się że niby ma blat od kolarki... :P
a czekając na nich na górze udaliśmy się z Krzyśkiem na mały rekonesans pobliskiego lasu...
z Krzyśkiem to jest taki problem, że nie lub jak mu się robi zdjęcia, wręcz ich unika... i trzeba podstępem, a to z ukrycia, a to jak coś zobaczy i o tym mówi to wtedy łatwo go pociągnąć za język, aby pokazał gdzie to było... oooo chyba tam :)
Pan Pompa...
albo ktoś ma za dużo kubków, albo nie ma w domu suszarki ;)
ładnych widoków tego dnia nie brakowało...
nooo, moja małżonka jeszcze się uśmiecha :)
Niemcy mówią "Radfahren absteigen" a Czesi jakoś tak bardziej po ludzku...
Na wieczór dotarliśmy do Liberca i pojechaliśmy szukać kempingu... jeżeli ktoś myśli, że po Szczecinie z powodu kilku górek ciężko się jeździ, to tylko dlatego, że nie był w Libercu :P
No i pierwszy dzionek dobiegł końca :)
- DST 47.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tej części trasy Odra-Nysa nie przejechaliśmy jeszcze, a dzięki tym znakomitym fotkom wiemy jak tam jest.
Misiacz - 21:09 wtorek, 13 maja 2014 | linkuj
ja to pewnie musiałabym ciągle sesedniwać se z kola ! :P pięknie tam , mimo deszczu ! :)
tunislawa - 19:10 wtorek, 13 maja 2014 | linkuj
Komentuj