Piątek, 2 maja 2014
Liberec - Hradek nad Nysą
Pogoda z rana nie napawała optymizmem, temperatura także... a już tym bardziej mina Krzyśka z samego rana, który co by nie słuchać bębnienia deszczu w namiot rozbił się pod dachem...
Artur i jego m1, a w zasadzie m1/2 :P
Śniadanko, tym razem w promocji były małe jogurciki... zestaw uzupełniony o jabłko i winogrona...
Takich trzech jak ich dwóch, to nie było ani jednego...
Liberec, rzecz jasna...
Bardzo przydatna rzecz w jednej latarence...
Szczególne polecenia są czeskie piekarnie, wypieki mają wyborne :)
jaki znajomy model tramwaju...
i co dalej... no dalej pod górkę :)
pogoda z każdą godziną była coraz bardziej uciążliwa, więc tego dnia nasza wycieczka dwa razy odwiedziła Decathlona.... rękawiczki miały największe wzięcie... Monter jak zwykle znalazł drogę na skróty....
kotek... kilka ich spotkaliśmy po drodze, więc będą się pojawiały w kolejnych relacjach...
owce też :)
niby zwykłe ruiny jakiejś tam fabryki...
no właśnie, ale jakiej...
trasa w końcu zaczęła się wić wzdłuż brzegów Nysy...
Chrastawa...
Potem zjedliśmy obiad w miejscowości Bily Kostel nad Nisou, tani i dobry... Wanda obżarła się bramborami a my znowu mięsiwo... trzeba przyznać jednak, że czeska kuchnia jest dość tłusta i mięsista... potem okazało się że pogoda może być jeszcze gorsza więc zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem, a że w Czechach nam się podobało znaleźliśmy kemping - co prawda recepcja była już zamknięta, więc poszliśmy na pokoje do pensjonatu, który funkcjonował w tym samym miejscu... ogólnie padało i temperatura miała w nocy spaść poniżej zera, a że było dość tanio i ciepło w pokojach, to nie trzeba było nas dwa razy namawiać :) tym bardziej, że Artur już wyglądał na schorowanego...
Artur i jego m1, a w zasadzie m1/2 :P
Śniadanko, tym razem w promocji były małe jogurciki... zestaw uzupełniony o jabłko i winogrona...
Takich trzech jak ich dwóch, to nie było ani jednego...
Liberec, rzecz jasna...
Bardzo przydatna rzecz w jednej latarence...
Szczególne polecenia są czeskie piekarnie, wypieki mają wyborne :)
jaki znajomy model tramwaju...
i co dalej... no dalej pod górkę :)
pogoda z każdą godziną była coraz bardziej uciążliwa, więc tego dnia nasza wycieczka dwa razy odwiedziła Decathlona.... rękawiczki miały największe wzięcie... Monter jak zwykle znalazł drogę na skróty....
kotek... kilka ich spotkaliśmy po drodze, więc będą się pojawiały w kolejnych relacjach...
owce też :)
niby zwykłe ruiny jakiejś tam fabryki...
no właśnie, ale jakiej...
trasa w końcu zaczęła się wić wzdłuż brzegów Nysy...
Chrastawa...
Potem zjedliśmy obiad w miejscowości Bily Kostel nad Nisou, tani i dobry... Wanda obżarła się bramborami a my znowu mięsiwo... trzeba przyznać jednak, że czeska kuchnia jest dość tłusta i mięsista... potem okazało się że pogoda może być jeszcze gorsza więc zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem, a że w Czechach nam się podobało znaleźliśmy kemping - co prawda recepcja była już zamknięta, więc poszliśmy na pokoje do pensjonatu, który funkcjonował w tym samym miejscu... ogólnie padało i temperatura miała w nocy spaść poniżej zera, a że było dość tanio i ciepło w pokojach, to nie trzeba było nas dwa razy namawiać :) tym bardziej, że Artur już wyglądał na schorowanego...
- DST 41.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nieścisłość w opisie - Monter znalazł telefon w Niemczech, bo z Czechem dogadalibyśmy się bez problemu, a Niemiec nas nie kumał - to było za Marienhal chyba
Artur - 20:18 wtorek, 13 maja 2014 | linkuj
Rzeczywiscie pogoda ...oj ....ale w takich fajnych namiotach pewnie dało się przetrzymać ! :)
tunislawa - 19:08 wtorek, 13 maja 2014 | linkuj
Komentuj