Grudzień, 2013
Dystans całkowity: | 474.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 67.71 km |
Więcej statystyk |
Do Gramzow
Trasa pełna górek i nierówności i mały wyścig z czasem, bo o 18:00 miałem być już w pracy... Wanda w piątek wymyśliła trasę z opcją, że pojedziemy, jak wstaniemy... no i pojechaliśmy ;)
Wyruszyliśmy z Gartz w kierunku Hohenreinkendorf...
a tam, dziwny człowiek na nas patrzał się ;)
wieża kościoła w Casekow...
od Casekow niemal na dobre, z kilkoma małymi wyjątkami rozstaliśmy się na następne 30 km z asfaltem... choć na początku źle nie było :)
tego dnia było albo z górki, albo pod górkę...
dojeżdżamy do miejscowości Blumberg...
Gutshaus w Blumbergu póki co jeszcze w remoncie...
dalej ruszyliśmy w kierunku Zichow... najpierw zjazd z góry po nierównych betonowych płytach z dziwnymi uskokami, a potem było już tylko gorzej...
czy może być coś gorszego od podłużnych, krzywych betonowych płyt? Tak, poprzeczne... a potem na deser bruk pod górę..
ale dotarliśmy do Zichow, a potem asfalcikiem po szlaku do Gramzow, w którym jak się okazało jest zabytkowa kolejka (kursuje pomiędzy kwietniem a październikiem) i skojarzyliśmy fakt, że przecież chyba Jack Hopfen coś o tym miejscu ostatnio wspominał...
w każdym bądź razie rekonesans zrobiony, przyjedziemy tu znowu na wiosnę :)
a do Gramzow udaliśmy się ze względu na te Klosterruine wypatrzone na panoramio...
Następnie mieliśmy wracać do Blumbergu tą samą drogą, ale tak dała nam się we znaki, że Wanda postanowiła poszukać skrótów - ostatnio dużo czasu spędzała z Monterem... choć wyszło jej to całkiem dobrze :) a więc obraliśmy kurs na Lutzlow...
by stamtąd poszukać drogi, którą przedrzemy się przez kanały do Blumberskiego lasu, a po drodze napotkaliśmy jeszcze ciekawy punkt widokowy...
zjedliśmy megalityczne śniadanko....
porobiliśmy zdjęcia i w drogę...
choć nasza droga nie zawsze drogę przypominała... :)
na nasze szczęście był most, a potem skończyła się droga... na szczęście zobaczyliśmy dziadka na rowerze, który po czymś jechać musiał, więc na szagę trafiliśmy na nasze ulubione betonowe płyty...
skąd przy pierwszej okazji urwaliśmy się do lasu, całkiem ładnego lasu :)
przejechaliśmy nim wzdłuż aż do Schonow, gdzie minęliśmy miejscowy szlos...
Kummerow...
Gross Pinnow w oddali....
i miejsce do odpoczynku w samej miejscowości...
i naszym ulubionym wałem wracamy do Gartz :)
- DST 75.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka świąteczna
Miał być wschód słońca w Mescherin, śniadanko na łonie natury i przejażdżka po rozlewiskach Odry... czyli święta zupełnie inaczej niż zwykle, bo zwykle je przesypialiśmy ;) wschodu słońca w Mescherin widać nie było, bo naszły chmury, ale za to niezwykły spektakl na niebie odbył się tuż po naszym wyjeździe z domu...
nie mając nadziei, na równie majestatyczny wchód słońca ruszyliśmy na trasę...
Geesow...
następnie przecięliśmy dolinę młynów...
tajemniczy sad w drodze do Hehenreinkendorf
i w końcu znaleźliśmy odpowiednie miejsce na śniadanko :)
kajty na polach... a kto bogatemu zabroni ;)
dotarliśmy do rozlewisk Odry w pobliżu Friedrichsthal...
i spotkaliśmy lisa, grubego lisa, wyglądał jakby dopiero co na swoje śniadanie świąteczne opitolił przynajmniej ze dwie kury...
i miejsce naszej pamiętnej przeprawy... :) chyba czas tam niedługo wrócić...
a po drugiej stronie Odry, Widuchowa...
i drugie śniadanie świąteczne ;)
Kormorany...
czasami wychodziło nawet słoneczko :)
i już w drodze powrotnej...
słońce zaczyna powoli zachodzić...
Gartz...
Z racji tego, że rozlewiska Odry są wyjątkowo przejezdne mam plan aby udac się tam w weekend i zbadać te drogi, którymi jeszcze nie jeździłem :)
- DST 55.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Ueckermunde - Friedland
Kolejny wolny weekend i kolejna wycieczka z cyklu za stówkę (km), czyli wracamy do formy :) Tym razem pojechaliśmy z naszym kompanem Krzyśkiem do Ueckermunde, gdzie Wanda miała ochotę odwiedzić jarmark świąteczny, a w międzyczasie zrobiliśmy sobie pętelkę do Friedlandu...
Trasa:
Ueckermunde jakby dopiero budziło się do życia...
a o wschodzie słońca ruszyliśmy na szlak, zaczynając od tej "lepszej" części, choć kiedyś ta droga wyglądała o niebo lepiej...
Kościółek w Lubs.... bodajże...
i kolejny w Ducherow...
a w lokalnym sklepie rowerowym...
Putzar, kościółek...
Monter...
i ruinki...
Po drodze do celu naszej wycieczki jechaliśmy cały czas pod masakryczny wiatr, a jakby tego było mało to na kilka kilometrów przed Friedlandem jeszcze sobie pokropiło, a miasteczko bardzo ładne, otoczone grubym murem z mnóstwem zabytków :)
Za witryną sklepową w Lubbersdorf...
i mistrzowie drugiego planu....
jedziemy drogą, asfaltową dla odmiany, patrzymy a tu... dętka...
kilkanaście metrów dalej... opona...
ale reszty roweru po drodze do Kotelow już nie znaleźliśmy...
miejscowy szlos...
i znowu na szlaku...
a podczas obiadu w lesie, gdzie nie wiało, przypatrywała nam się sarenka :)
chciałem zrobić moim kompanom kolejne zdjęcie, ale Monter okazał się być mistrzem kamuflażu i wystrychnął mnie na dudka :)
na straży...
a taki kamyczek już gdzieś widzieliśmy z Krzyśkiem...
spotkaliśmy kury perskie, tudzież kurczaki futrzaki :)
a na koniec, wracając jak zwykle po ciemniacku, zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć :)
Kilka zdjęć więcej jest tutaj: zdjęcia
- DST 111.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem Orła Bielika po zmroku :)
to może trochę nie w temacie, ale jak rano jechałem do pracy... :)
był wschód słońca, a w drodze na szlak - zachód...
i zabawa z aparatem....
ciepło raczej nie było...
a to świąteczny domek w Kurowie
Musze to jeszcze kiedyś powtórzyć, tylko już nie po tym szlaku, bo trochę jest rozryty przez leśników na wjeździe do lasu od Pargowa i inne ciężarówki w Kurowie... dzięki Monter :)
- DST 60.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Templin i okolice
Dla rozgrzewki zrobiliśmy pętlę wokół murów po czym opuściliśmy miasto...
a wyjazd z miasta prowadzi rowerzystów po szlaku przez taki o to most
a cóż to za dziwny stojak rowerowy...???
ten piękny widok to tylko odnoga naszej asfaltowej drogi
ale żeby nie było, jak to Monter powiedział dzień bez skrótów to dzień stracony...
i ciemny, ciemny las...
skrót doprowadził nas do miejscowości Alt Pacht i uroczego, choć zamkniętego kościółka...
to także dobre miejsce na obranie innego kursu, np. na drezynę... :)
jezior w tym dniu minęliśmy bez liku, choć troszkę zamglonych...
po drodze było mnóstwo takich oto ramek od obrazów z cytatami sławnych ludzi...
ooo, grzybek ;)
na wjeździe do Lychen (czyli Licheń według św. Montera)
i tory dla drezyn... może kiedyś?
Monter namawiał Janusza na kolejny skrócik, ale polegli na ćwiczeniach... ;)
i nasza fotoreporterka Tunia
Lychen, jak i cała okolica to mnóstwo poradzieckich pozostałości...
tych zaniedbanych...
i tych już odnowionych...
bo przecież przystanek tez może normalnie wyglądać :)
i znowu te tory...
a w Himmelpfort trafiliśmy na jarmark świąteczny...
a ta kolejka to była do... Mikołaja :)
i jego dzielne pomocnice...
i znowu na trasie w drodze do Furstenberg Havel...
a po drodze trafilismy jeszcze na obóz zagłady Ravensbruck
na wjeździe do Furstenbergu... i nie trzeba było nic doklejać, znaczy się czołgu ;)
Monter testuje rower na zimę... podobno bezawaryjny, a napęd nie do zajechania... ;)
i kolejne cudo na trasie ze specjalną szyną na środku :)
Fahradstrasse - ulica rowerowa z normalnym spowalniaczem dla samochodów... jak widać można :)
te tory nas prześladowały...
Ziegeleipark, latem pewnie są tutaj tłumy zwiedzających...
i na torach fotorelacja się zakończyła, bo później było ciemno, a do samochodów ciągle było daleko...
Jeszcze tylko zaliczyliśmy jarmark świąteczny w Templinie który wyglądał niczym nasze dni morza, więc szybko zawinęliśmy się do domu :)
Więcej zdjęć: tutaj
- DST 98.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Na Jarmark Świąteczny do Rieth i Luckow
Pierwsza niespodzianka pomiędzy Ahlbeck a Ludwigshof...
jak się okazało nie jedyna, znacznie więcej ich było na szlaku do Rieth
a tymczasem w Rieth piknik trwał w najlepsze... można było zjeść placka, kiełbaskę, rybkę, kupić ozdoby i mydełka...
był też mój ulubieniec, którego ostatnio poznałem...
następnie po ciemku pojechaliśmy do Luckow...
jarmark był nieco skromniejszy, ale za to bardzo klimatyczny...
Później już tylko szosą do auta... a jutro jedziemy do Penkun, w którym byliśmy rok temu i było super :)
- DST 20.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze
Boitzenburg - Feldberg - Boitzenburg
Zwiedzanie zaczęliśmy od pałacu w Boitzeburgu i jego otoczenia
potem przyszedł czas na pobliskie jego leśne otoczenie
Na wyjeździe z Boitzenburga trafiliśmy na miasteczko ruchu drogowego na którym...
Wanda oblała egzamin ;)
Następnie udaliśmy się do podpatrzonej na panoramio starej alei drzew
złapaliśmy kilka promieni słonecznych
Jadąc wzdłuż jeziora położonego przy Feldbergu trafiliśmy na ciekawy plac
Wanda ćwiczyła chodzenie na linie
ja spędzałem czas na wygłupach
a Monter zajął się koszykówką
ale chyba coś go wkurzyło, typowy chuligan z Polski ;)
trafiliśmy na źródełko Mariana
i w końcu dotarliśmy do Feldbergu, w którym głównie zwiedziliśmy Kurpark
na wyjeździe pożegnały nas konie
a potem pojechaliśmy szlakiem pieszym wzdłuż jeziora
Młyn w Carwitz
jeżdżąc po Niemczech często spotykamy wystawione na sprzedaż warzywa i owoce, a tym razem da odmiany trafiliśmy na... tekstylia ;)
Na wjeździe do Hardenbeck spotykamy bardzo ciekawe kolejowe miejsce postojowe
A zakończenie mieliśmy na festynie świątecznym w Boizenburgu, gdzie można było spróbować pysznej czekolady z tamtejszej fabryki oraz kupić tysiące świątecznych pierdółek, nie wiadomo tylko, czemu aparat pozostawał cały czas w plecaku... to pewnie wina czekolady ;)
Więcej zdjęć: Boitzenburg
- DST 55.00km
- Sprzęt Ścigacz
- Aktywność Jazda na rowerze