Informacje

  • Wszystkie kilometry: 17759.30 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: brak danych.
  • Prędkość średnia: brak danych.
  • Suma w górę: 0 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy TandemYogi.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:701.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:63.73 km
Więcej statystyk
Czwartek, 15 maja 2014

Księżycowa wycieczka

Jacek wpadł na pomysł aby... pojechać zobaczyć pełnie księżyca nad jeziorem Piaski... byłem lekko zarobiony, ale chęci wygrały z obowiązkami, więc dałem kunę na cały wieczór z domu :) zbiórka na Głębokim w lekko żwawym tempie, w ciągu wesołych rozmów dojechaliśmy niemal w idealnym momencie nad jezioro, gdzie akurat zaczynało się zjawisko wschodu księżyca :)






była też część imprezowa w knajpie pod olbrzymim księżycem, Michał dokładnie wiedział co do sztuki ile zabrać kieliszków ;)




żeby kto nie miał złudzeń na czym tam przyjechaliśmy...








no i powrót do domu... trochę nam zeszło tej nocy ;)






modele ;)


Jak by to w skrócie podsumować, LUBIĘ TAKIE WYCIECZKI :)

Jacek, to kiedy v 3.0 ? :)
  • DST 45.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 maja 2014

Lubbenau - Lubin (Błota)

I ostatni dzień wyprawy... a ja pomimo niespełna pięciu stopni na plusie wybrałem się na poranne focenie... bez rękawiczek!!!

potem standardowy zestaw śniadaniowy: makaron ze szparagami w sosie śmietanowo-serowym :)


a oto powód, dla którego przyjeżdżają tu całe wycieczki turystów..



w sezonie to dopiero musi tu być ciasno...



w Radusch była eko farma, nie dość że można było zaopatrzyć się w ich firmowe produkty, to jeszcze pooglądać zwierzaki...


osiołek był chyba nieco bardziej przyjazny... :)



i tak zwany koniec :)


  • DST 57.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 maja 2014

Ruckersdorf - Sprewald

Rankiem ruszyliśmy w kierunku miejscowości Grabin... niezwykle ładnej jak się później okazało... :)

rynek

drugie śniadanie ;)


była tam jedna niezwykła uliczka, przepiękna, cicha o uspokojonym ruchu, a na wszystkich witrynach wystawowych... rowery!!!






niemiecka oszczędność, ale dla rowerzysty tyle w zupełności wystarczy :)

miejsce na odpoczynek...




w drodze do Lubbenau trafiliśmy na Schloss Drehna...

widok w środku zniewalający, zwłaszcza podniebienie... ale tym razem nie daliśmy się namówić :)


Furst-Puckler Weg, to w zasadzie tym szlakiem poruszaliśmy się po zjechaniu z Odra-Nysa...



i prawie u celu...




po rozbiciu namiotu, zrobiliśmy sobie jeszcze wieczorne zwiedzanie...


a tę burzę postanowiliśmy przeczekać na kolacji w knajpce...

  • DST 63.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 maja 2014

Grunewalde - Ruckersdorf

A kemping na którym spaliśmy był bardzo ciekawy... :)

odwiedziliśmy park rododendronów...

w pobliskiej wędzarni zakupiliśmy rybkę i zrobiliśmy sobie pyszne śniadanie...

tak mi smakowało :)

i pojechaliśmy w kierunku Elsterwerdy...






i dalej szlakiem do Bad Liebenwerda...





Dobra, ale nie szczecińska...

to się nazywa droga przez las :)



jeszcze kupiliśmy jajka na śniadanie...

i znaleźliśmy camping w pobliżu Ruckersdorf... był jakby w remoncie, jakby tylko bez prysznica, ale nad jeziorem i chyba za 5 euro za wszystko... :)

  • DST 67.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 maja 2014

Gross Koschen - Grunewalde

Kemping Family... to niezły wypasik, mnóstwo miejsca, pełno pięknych domków do wynajęcia, elegancka kuchnia do gotowania, pełno toalet, tylko że... no właśnie oni te toalety na noc zamykają... że niby gdzieś tam któraś jest otwarta, a reszta pomiędzy 6-7... normalnie zrobiłem trzy kółka wokół placu już sobie znalazłem odpowiednie miejsce i... na szczęście około 7:30 przyjechał koleś na rowerze je otworzyć :) w nocy trochę padało, ale na dzień zapowiadała się w miarę dobra pogoda...
Wokół pełno kanałów i jeszcze więcej dróg rowerowych :)


Wanda rano wyprała w pralce spodnie i nawet je suszyła w jakiejś wirówce z pół godziny, ale efekt był taki jak widać na obrazku :)


Przy następnym kempingu stała budka z mlekiem :)


Zanim ruszyliśmy dalej na trasę postanowiliśmy się cofnąć do pewnej platformy widokowej, którą mijaliśmy wczoraj po ciemku...






widok z góry...


gdzieś tam po lewej nieźle lało... pogoda ogólnie była dobra, czasem tylko można było trafić na deszczową chmurę...


w Niemczech jak wypożyczasz rower, to od razu dostajesz sakwę, a w razie niepogody i kurtkę przeciwdeszczową :)


jedziemy sobie przez las w kierunku Senftenbergu a tu co, kolejna platforma widokowa :)








widać humor Wandzie dopisywał :)


i ja się załapałem na fotkę :)


a nawet dwie :)


uwielbiam takie brzozowe klimaty :)




Senftenberg na chwilę przed ulewą...


i już po...


dalej pojechaliśmy poprzez bezdroża, ale szybciutko uciekliśmy na asfalt, jakoś tak już przyzwyczailiśmy się, że wszystkie drogi w zasadzie były asfaltowe.... ;)


przerwa na zakupione wcześnie fiszbułki :) jedne z najlepszych jakie jedliśmy...


piękna droga na której nie spotkaliśmy samochodów, piękna bo zamknięta :)


przed nami kolejna kopalnia z punktem widokowym...








przy zachodzącym słońcu dojeżdżaliśmy na kemping w pobliżu Grunewalde...




i mieliśmy farta świata.. będąc tam jakoś około 20:20 trafiliśmy na otwartą recepcję... znaczy się Pani już wychodziła, ale dostaliśmy odpowiedni klucz do kuchni, toalet i bramek wejściowych...  pięć minut później i rowery musielibyśmy przerzucać przez płot, a o umyciu się pod prysznicem moglibyśmy tylko pomarzyć :)
  • DST 65.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 maja 2014

Gosda - Grosskoschen

Dzień szósty, to ładna pogoda, no tak chłopaki pojechali do domu, to zaczęło być normalnie... wstaliśmy w miarę z rana, ale nie za wcześnie... śniadanie, pakowanie i w drogę... a widok z naszej miejscówki wyglądał o tak...




To wyrobisko przy Klinge, to była spora atrakcja turystyczna...




dworzec...


a potem cisnęliśmy już do Cottbus, aby w szczególności zwiedzić Branitzer Park




a zwiedzanie zaczęliśmy od...  uzupełnienia niedoboru cukru w organizmie... :)


a potem przyszedł czas na park...


pałac...


i jego okolice...






Wanda pozerka ;)


park jest bardzo ładny i godny odwiedzenia, częściowo można także jeździć po nim legalnie rowerem, jednakże zawiodła nas jego największa atrakcja czyli piramida, na fotografiach reklamowana niczym wyspa kwiatów na początku maja wyglądała, jak zielone pastwisko obrośnięte przez chwasty...


następnie zwiedziliśmy większość sklepów rowerowych tego miasta, z czego przed jednym zaintrygowała mnie takowa rzecz... kto zgadnie co to jest?


pojeździliśmy trochę po starówce...








pocztowy elektryczek.. :)








na wyjeździe z miasta koło ZOO zobaczyliśmy takie oto to cudo dla turystów...


podwieczorek :)


Spremberg...






przez większość dnia jeździliśmy po terenach wykopalisk, drogi co prawda bez zarzutu, ale wszędzie zakaz wstępu i się jakoś nieswojo czuliśmy...


pod wieczór dotarliśmy do Welzlow gdzie był kemping, niestety okazało się, że był... ale tylko na naszej mapie... co dalej... no cóż do najbliższego było około 20 km, więc zrobiliśmy sobie wycieczkę nocną, nie pierwszy zresztą raz :) ale za to pierwszy raz spotkaliśmy po ciemku stado dzików z warchlakami przy samej drodze :), w końcu dotarliśmy do Grosskoschen do kempingu (około 22:30) zjedliśmy porządną kolację i poszliśmy spać :)
  • DST 95.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 maja 2014

Bad Muskau - Gosda

No to przyszedł czas rozstania, chłopaki z samego rana ruszyli do domu, na pociąg do Polski, a my dalej jeszcze wzdłuż szlaku Odra-Nysa do miejscowości Forst... po drodze sporo było miejsc do odpoczynku...


i kupiliśmy pyszne wyroby z sera koziego do kanapek, szczególnie pyszna była pasta :)


to były sery od szczęśliwych kóz...


słodziak :)


wiosna w lesie...




a co to?


miejsce odpoczynkowe dla rowerzystów bodajże w Zelz :)


podlaliśmy kwiatki przy studni i pojechaliśmy dalej :)






słup graniczny przed Forst




W Forst najpierw zajechaliśmy do Ostdeutscher Rosengarten... cześć otwarta dla ludzi jest ładna, ale nie zachwycająca, natomiast urodzaj kwiatów jest za płotem z kasą... problem jednak nie polegał na opłacie, ale pozostawieniu rowerów... do ogrodu jest zakaz wstępu z rowerem, nawet gdybyście chcieli go tylko prowadzić...






Misiacz Family :)






most, kilka jest tam takich urwanych...


cóż za ekspozycja w sklepie....




W Forst pozałatwialiśmy sprawy związane z finansami na dalszą część wycieczki, kupiliśmy gaz do butli na pięć minut przed zamknięciem sklepu (oj byłaby kolacja na sucho) zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy dalej... no właśnie, ale co dalej... nie chcieliśmy już jechać szlakiem Odra-Nysa tylko udaliśmy się na zachód aby zwiedzić południową część Brandenburgii włócząc się "wokół komina" po szlaku FP... ruszyliśmy więc w kierunku kempingu który mieścił się w pobliżu autostrady, przynajmniej tak wynikało z mapy... więc pamiętając już taki jeden z Holandii gdzie hałas w nocy był dosyć uciążliwy pojechaliśmy dalej poszukać czegoś innego... i znaleźliśmy urocze miejsce w pobliżu wyrobiska... z ładnym widokiem na jeziorko kopalniane.... tak więc zjedliśmy syta kolację: makaron ze szparagami,papryką, pieczarkami i cebulą, następnie ju prawie po ciemku rozbiliśmy namiot i poszliśmy spać :)

Czyli w zasadzie półmetek za nami...szlak Odra-Nysa na odcinku Jabłonec-Forst w porównaniu do Mescherin-Frankfurt nad Odrą to dwa różne szlaki... ten odcinek koło nas, to ciągła jazda po wałach z czasami bardzo ładnymi widoczkami, ale jednak strasznie monotonna i nudna ze względu na długie proste... natomiast szlak od źródła Nysy, jest bardzo zróżnicowany, niemal górski na początku, sporo lasów, krętych dróg rowerowych i przede wszystkim kilka ciekawych, bardzo ładnych miasteczek po drodze, a przed samym Forst mamy też spory odcinek po wale... jakby to powiedzieć, jest tam dla turystów dużo więcej atrakcji, no i rowerzystów jest tam więcej... tym którzy nie jechali jeszcze od początku tego szlaku serdecznie polecam wypad w te rejony, tylko nie gońcie całym szlakiem w trzy dni, zarezerwujcie sobie na niego przynajmniej tydzień, bo jest tam co zwiedzać :)
  • DST 45.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 maja 2014

Bielawa Dolna - Bad Muskau

No to wstaliśmy w miarę z rana... no prawie z rana, bo z samego rana to było bialutko, jakby jakiś przymrozek czy coś... zjedliśmy śniadanko: jajecznica na czosnku z czerwoną papryką :) spakowaliśmy się, Artur zbijał bąki koło przeprawy, a my pojechaliśmy zwiedzać wioskę...


były różne atrakcje :)


widok z góry na staw...




w wiosce było też specjalne miejsce w którym prowadzone są warsztaty z dłubania w drewnie...


knajpa... tylko ciężko powiedzieć, czy to tylko ozdoba, czy może w sezonie działa....




Burek, pogłaskać się nie dał, ale za to zaprzyjaźnił się z moją sakwą...


niestety nie mieliśmy okazji wypróbować tej tratwy z dwóch wann... a szkoda :(


ścieżka dydaktyczna...




stołóweczka...


spis atrakcji... znaczy się drogowskaz :)


Bielawa Dolna to bardzo ciekawie zrobiona wioska tematyczna, która powinna przyciągać turystów... niby wszystko fajnie, tylko odnieśliśmy wrażenie, jakby ludzie którzy tam mieszkają tych turystów, którzy mogą zostawić u nich kupę pieniędzy, wcale nie chcą... noclegów brak, zjeść nie ma gdzie, aż dziw, że nikt tam nie prowadzi kempingu czy chociaż pola namiotowego... no ale przecież lepiej ponarzekać, że ciężko, że bezrobocie i pracy nie ma... takie nasze przemyślenia... no to lecimy dalej...




tymczasem okazuje się, że prawdziwy Raj jest tuż za granica w Niemczech...


Nazywał się to Kulturinsel Einsiedel... najpierw natrafiliśmy na kemping, ot toalety z których chyba każdy skorzystał ;)


Można było spać we własnych namiotach, albo w ... :)


W takim dużym, znajdowało się chyba 8 takich mniejszych... było czysto i zapewne dużo cieplej... znaczy się, byłoby :)


A potem wejście do samego centrum rozrywki... niestety za Euro, całkiem sporo Euro... może gdybyście chcieli spędzić tam cały dzień, ale mieliśmy pewnie max godzinę, więc pojechaliśmy dalej...


wcześniej były już konie, to przyszedł czas na wielbłąda... :)


oni tam wszędzie zapraszają rowerzystów, bo chcieć to móc i kasa płynie...


Rothenburg...


Luftahrt-technisches Muzeum... samolociki...










samochodziki...


i silniki...


Zakole Nysy...




Nawet po Polskiej stronie w miejscowości Przewóz (pojechaliśmy tam bo u nas w niedzielę łatwiej kupić jedzenie) był hotel z kempingiem polecany przez ADFC - to taki niemiecki Rowerowy Szczecin ;)


i wieżę mieli...


i od środka...


no i w końcu dojechaliśmy do Bad Muskau... :)


zrobiliśmy mini zwiedzanie...




i pojechaliśmy na kemping, który był w w Kobeln 3 km dalej, z myślą że się rozbijemy i wrócimy na zwiedzanie bez bagaży... tym bardziej, że Artur coraz mocniej schorowany wyglądał, jakby tracił z nami kontakt... no to się rozbiliśmy i wróciliśmy... ja z Krzyśkiem, Artur chory, Wanda zmarznięta wybrała w miarę ciepłą jadalnię...








Jeżeli chcecie się kiedyś wybrać na zwiedzanie Murżakowa, to w zasadzie możecie spokojnie zostać po niemieckiej stronie... jest tam Pałac, park z dodatkowymi atrakcjami, jeździ kolejka wąskotorowa, ładna starówka, wszystko wygląda bardzo okazale i utrzymane jest w czystości... natomiast po polskiej stronie jest po prostu ładny park, no chyba że mostek nad strumieniem można uznać za jakąś atrakcję, tudzież ruiny których już nie ma... no dobra, są też górki z których rozpościera się bardzo ładny widok :)

  • DST 87.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 maja 2014

Hradek - Bielawa Dolna

To była ciepła noc pod dachem... nie wiem co robili chłopaki w swoim pokoju, ale Artur rano wstał jeszcze bardziej schorowany niż był wcześniej... wieczorem dnia poprzedniego posiedzieliśmy sobie jeszcze na pogaduchach i ustaliliśmy plan działania na dzisiaj... pobudka o 6:00 i godzinę później wyjazd... no ale z rana zrobiliśmy jednak godzinne opóźnienie... zaczęliśmy od wyruszenia na trójstyk granic...


ponieważ Artur zapomniał z pokoju zatyczki od kamerki wróciliśmy jeszcze na moment do Krystyny...


i pojechaliśmy dalej do Zittau... patrząc na nasze dzienne przebiegi zastanawialiśmy się czasem czy jak tak dalej pójdzie to nie będziemy szukać tam noclegu... :P


W Żytawie jeździ zabytkowy pociąg, na który mieliśmy przyjemność natrafić :)


było też miejsce które powinien koniecznie odwiedzić Misiacz :)




no to trochę sobie pojeździliśmy po tym uroczym miasteczku...


rowerowa Pani listonosz....


zajechaliśmy też do Muzeum św. Krzyża ...


gdzie w kościele można było zobaczyć zabytkową Zasłonę Wielkopostną z 1472 r.


zabytkowy most na wyjeździe z miasta...


bardzo ciekawa zabudowa w niemieckich przygranicznych miasteczkach...


na trasie trafiliśmy na fajną miejscówkę na obiad, więc odbyło się gotowanie... tym razem na szybko: tortelloni z białymi szparagami i sosem holenderskim, oczywiście odpowiednio przyprawione... tak, wozimy ze sobą na wyjazd przyprawy :)


i ekipa znowu na trasie...




Kloster St. Miarienthal


Zdarzają się jednak momenty, kiedy Monter sam pozuje do zdjęć... z reguły dzieje się to po zakupach... ach, ta radość na twarzy i w rękach :)


ooooo, znowu kotek :)


to tutaj Krzychu znalazł telefon, który oddaliśmy w dobre ręce...


Artur pognał gdzieś do przodu, a my skręciliśmy na małe zwiedzanie nieco większej maszyny...




były też inne, nieco mniejsze eksponaty...


taki ładny stał przy drodze, że nie mogłem się nie zatrzymać :)


Za nim zabraliśmy się za zwiedzanie Gorlitz, postanowiliśmy wpaść do Zgorzelca, chłopaki wyczytali gdzieś info o tanim kempingu... kemping był, a w zasadzie parking z kempingiem, ale miejsc pod dachem brak, a cena 30 zł za osobę w namiocie skutecznie nas odstraszyła...






i już jesteśmy w tej ładniejszej części miasta po zachodniej stronie granicy...


stare miasto robi duże wrażenie...






czarny orzełek


hmmm... ale co robiła Pani po lewej?


Wanda nasz główny hamulcowy wycieczki, postanowiła poszukać jakiejś kawiarni co by zrobić przerwę na coś słodkiego... no i z dala zobaczyła napis "backerei"... no niestety była nieczynna a zapowiadało się ciekawie :)


i ta w tym młynie także...


więc pojechaliśmy dalej... tym razem na nocleg udaliśmy się do Polski, się poszuka, to się znajdzie... w zasadzie znaleźliśmy w internecie, że gościu ma pokoje dość tanio, Artur zadzwonił i pojechaliśmy przez Pieńsk do Stojanowa... ale w międzyczasie okazało się, że już zajęte, no bo co tam... ale zaproponował nam jeszcze nie do końca wykończony jeden pokoik, tyle że bez dostępu do toalety... więc kupiliśmy u niego jajka od szczęśliwych wolno biegających kurek i pojechaliśmy dalej... znaleźliśmy coś w internecie, że w następnej miejscowości będą dwa...  na wyjeździe ze Stojanowa napotkaliśmy kolejnego Misiacza...


z kolegą był...


Bielawa Dolna... okazała się całkiem fajną wsią... taka wioska tematyczna z pomysłem... był bar (już nieczynny) mnóstwo fajnych rzeźb i plan, według którego były dwa miejsca noclegowe z pokojami - ale przecież nie przed sezonem...


a że zaczęło się ściemniać postanowiliśmy poszukać odpowiedniego miejsca na nocleg przy rzece, gdzie ponoć była przeprawa...


i była.. i to jaka ładna :) i można było przebierać w miejscówkach do spania na dziko... padł nawet pomysł, żeby tam na górze pod dachem... ale było zbyt ciasno...


a to już widok z naszego obozowiska... rozbiliśmy namioty, ugotowaliśmy ciepłe żarełko, tym razem zupa pomidorowa z puszki... i poszedłem z Krzyśkiem na zdjęcia :)


po co robić jedno zdjęcie ze statywu, skoro można sobie rzecz utrudnić i zrobić składankę z 15 ujęć na obiektywie 135mm :) ale za to efekt jakby nieco lepszy :) tak wiozłem, ze sobą statyw, duży i ciężki... i aż tego jednego wieczoru go użyłem...


księżyc... jakby się dobrze przyjrzeć, to bardzo ciekawe zjawisko...


Tego dnia przejechaliśmy więcej km, niż w ciągu dwóch poprzednich razem :)
Dobranoc.
  • DST 89.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 maja 2014

Liberec - Hradek nad Nysą

Pogoda z rana nie napawała optymizmem, temperatura także... a już tym bardziej mina Krzyśka z samego rana, który co by nie słuchać bębnienia deszczu w namiot rozbił się pod dachem...


Artur i jego m1, a w zasadzie m1/2 :P


Śniadanko, tym razem w promocji były małe jogurciki... zestaw uzupełniony o jabłko i winogrona...


Takich trzech jak ich dwóch, to nie było ani jednego...


Liberec, rzecz jasna...



Bardzo przydatna rzecz w jednej latarence...


Szczególne polecenia są czeskie piekarnie, wypieki mają wyborne :)


jaki znajomy model tramwaju...


i co dalej... no dalej pod górkę :)


pogoda z każdą godziną była coraz bardziej uciążliwa, więc tego dnia nasza wycieczka dwa razy odwiedziła Decathlona.... rękawiczki miały największe wzięcie... Monter jak zwykle znalazł drogę na skróty....


kotek... kilka ich spotkaliśmy po drodze, więc będą się pojawiały w kolejnych relacjach...


owce też :)




niby zwykłe ruiny jakiejś tam fabryki...


no właśnie, ale jakiej...


trasa w końcu zaczęła się wić wzdłuż brzegów Nysy...


Chrastawa...




Potem zjedliśmy obiad w miejscowości Bily Kostel nad Nisou, tani i dobry... Wanda obżarła się bramborami a my znowu mięsiwo... trzeba przyznać jednak, że czeska kuchnia jest dość tłusta i mięsista... potem okazało się że pogoda może być jeszcze gorsza więc zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem, a że w Czechach nam się podobało znaleźliśmy kemping - co prawda recepcja była już zamknięta, więc poszliśmy na pokoje do pensjonatu, który funkcjonował w tym samym miejscu... ogólnie padało i temperatura miała w nocy spaść poniżej zera, a że było dość tanio i ciepło w pokojach, to nie trzeba było nas dwa razy namawiać :) tym bardziej, że Artur już wyglądał na schorowanego...
  • DST 41.00km
  • Sprzęt Ścigacz
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl